… zrobiłam jeszcze jedną butlę z liściem, choć pretekstem do jej zrobienia nie był liść, a pomysł, który chodził za mną od dawna.
Wymyśliłam sobie taki koszyczek… płotek… słowem takie coś, co by otuliło to, co w środku. I żeby było srebrne, grube, bez trawienia, bez patynowania – takie srebrne srebro w czystej postaci.
Pchało mnie do tego koszyczko-płotka z siłą Niagary, ale wciąż było do zrobienia coś ważniejszego, spóźnionego, czekającego w kolejce. W końcu jednak pomyślałam, że jak nie teraz, to pewnie nigdy – i zrobiłam… butlę, bo była pod ręką ![:)]()
Założyłam sobie minimalizm i możliwie największy jak się tylko da kontrast srebra z tłem (zarówno kolorystyczny jak i w charakterze powierzchni), a że srebro najładniej kontrastuje z czernią, więc butla jest czarna, głęboko matowa, srebro z kolei błyszczące, pięknie odbijające światło.
No i oczywiście jest wypalana, bo butla użytkowa ma być.
Poza srebrem i czernią nie chciałam wprowadzać żadnego innego koloru, więc i liść dostał srebrne ubranie, i napisy srebrne są.
Ot, taka sobie minimalistyczna butla na początek roku…











Tym sposobem zrobiłam aż dwie butle z liściem i obie czarne, a że w między czasie zmieniła się data, to wyszło na to, że stary rok skończyłam butlą, a nowy butlą zaczęłam.
Ciekawe czy to jakaś wróżba? Że niby teraz tych butli będę robić więcej?
O, nieee…
Ja przecież tych butli szczerze nie lubię…