Każda.
A jak któraś mówi, że nie lubi, to… też lubi, tylko jeszcze o tym nie wie.
Ja lubię. I dobrze o tym wiem…
Ostatnio zauroczyła mnie biżuteria Michal Negrin. Cudna, niepowtarzalna i oryginalna. Taka, którą natychmiast chce się mieć.
Nie tak dawno miałam okazję przyjrzeć się tym cudom w realu, przy okazji bytności w jednym ze sklepów M.N. ( na całym świecie jest ich ok. 60, niestety żadnego w Polsce). Spędziłam w tym biżuteryjnym niebie ponad godzinę, oglądając, podziwiając, wzdychając i ubolewając nad marnym stanem swojego konta…
Ale być i nie kupić??? No nie da się tak.
Oczywiście, że kupiłam. Zapomniałam jakoś natychmiast o obowiązku żywienia, odziewania i kształcenia Nieletniego, oraz Orina hr. Kota, który tani w utrzymaniu też nie jest, zapomniałam o konieczności płacenia rachunków, ba, zapomniałam w ogóle słowa „rachunki” – i kupiłam.
Kolczyki.
No dobra – dwie pary sobie kupiłam…
Kupiłabym jeszcze i wisior, nie bacząc na widmo bankructwa, tylko się zdecydować nie mogłam ![:(]()
A potem, po powrocie do domu, byłam już tylko wściekła i zniesmaczona tym swoim niezdecydowaniem, bo przecież każdy – każdy! – byłby dobry. Pierwszy lepszy z brzegu! Chociaż może jednak nie taki pierwszy lepszy, bo konto mimo wszystko nie z gumy, ale jakiś przecież bym kupiła. I miała.
A tak mam tylko postanowienie, że kiedyś, gdy dane mi będzie znów trafić do nieba, to na pewno z jakimś wisiorem wyjdę.
Na pewno!
Tymczasem, śniąc o niespełnionym, zrobiłam sobie sama, na miarę swoich umiejętności i możliwości, wisior inspirowany.
Przy okazji robienia innego, zleconego, zrobiłam i dla siebie.
Niewielki on, 2×2 cm. ale za to zrobiony po mojemu – ze złoceniami, z fakturą ( do zrobienia faktury użyłam resztek płynnego szkła, które zostało po zalaniu tego zleconego – resztek, których do niczego już bym nie zużyła, musiałabym wyrzucić, a ja wyrzucać nie lubię, więc właściwie to zrobiłam ten wisior z musu), z kolorowymi mikami, złotymi niteczkami i grubym, szklanym kaboszonem. Szklana faktura w środku dała głębię, miki pięknie w tej głębi grają, złoto błyska, a kaboszon działa jak powiększające szkło i załamujący światło pryzmat. Niby jest mały i niepozorny, ale jak tylko dotknie go najmniejszy choćby promyk słońca zaczyna żyć.
Ten drugi wisior, a właściwie pierwszy, jeśli się trzymać chronologii, jest pokryty miedzią (farba miedziana, pasta pozłotnicza) i spatynowany solami, postarzany, z różanym medalionem zalanym płynnym szkłem, utrzymany w stylu vintage. Zgodnie z wytycznymi inwestorki.
Najpierw pokażę ten zlecony – jest duży (7,5 x 7,5 cm)








A teraz drugi, mój






























Całe moje twórcze poczynania były bacznie obserwowane przez Orina hr. Kota, ale sądząc po jego znudzonej minie obawiam się, że wcale go nie zachwyciły….
